top of page
powiedzaaaaa

Jedzący kartofle

Zaktualizowano: 1 lut 2020


2 tygodnie temu, siedząc w poczekalni u dentystki, znalazłem wśród sterty gazet numer "Wielkich Malarzy" poświecony van Goghowi. Rajcuję się nieco osobą Vincenta. Bo tak jak każdy pryszczaty buntownik nosi na koszulce Che Guevarę, tak każdy niedoszły artysta wmawia sobie, że go po prostu niedoceniono, jak van Gogha, hehe -  żałosne. Poza tym mam dość bajeczek o sukcesie - wszyscy wkoło pierdolą, że wystarczy chcieć i inne tego typu bzdury. No więc pożyczyłem sobie ów numer do czasu kolejnego wpychania szpilek w korzenie lewej górnej czwórki. Wrzuciłem pismo do auta i niemal codziennie kończywszy robotę grubo przed czasem (bo już od roku olewam ją na maxa, że drugiego takiego jeszcze nie było), acz nie mogąc pokazać się szefowej zbyt wcześnie na oczy, czytałem sobie o Vincencie w zaciszu swego auta, w jednej z bocznych uliczek. Ja, nierozwiezione listy i "Listonosz Roulin", obraz przedstawiający arlezjańskiego doręczyciela. (Swoją drogą - taki, dajmy na to, "Pokój artysty" to kicz jakby dzieci w szkole malowały).

Wracając jednak do dentystki. Wypełniła kanały, posłała mnie na RTG, wróciłem do pokoju i trzeba było nam poczekać na zdjęcie. Ja i ona w pustym pokoju. Interesy chwilowo między nami zawieszone, więc co by tu robić ze sobą... Cisza gęstnieje, siedzimy obok siebie. Nienawidzę tych sytuacji, gdy trzeba o czymś gadać, tylko po to, by uniknąć krępującej ciszy, by broń Boże nie okazało się, że człowiek jest drugiemu człowiekowi obcy jak UFO, choć przecież braciszkami i siostrami wszyscy dla siebie są, bo Pan Bóg tak ładnie świat nam urządził. No więc trzeba o czymś gadać - kolejny przymus kultury. Dentystka widać również wiedziała, że ciszę należy bezzwłocznie zamordować rozmową, więc gdy potarłem z irytacją oczy i czoło, ona momentalnie chwyciła się tego pretextu, mówiąc "zmęczony jesteś". Odparłem, że "trochę ta", choć wcale nie byłem i graliśmy dalej. Ciekawe co by powiedziała, gdybym zamiast pocierać oczy, potarł sobie fiuta... Anyway, "oddałem to... no..." - szukając słowa "gazeta" tudzież "czasopismo" zatrwożyłem się na myśl o stanie swojej elokwencji - "to, co ostatnio od pani pożyczyłem". Dżizys. Zaczęła się więc rozmowa na tematy artystyczne. Tak żenującej rozmowy dawno nie prowadziłem. Rozmawia dwóch prostaków o malarstwie - coś tam mówią, ale nie wiedzą o kim, o czym i do końca sami nie rozumieją o co im chodzi, bo i obrazów przecież nie rozumieją. Dentystka zaczęła się produkować, a ja słysząc jej wypociny zrozumiałem, że jesteśmy pyrami jak ci "jedzacy kartofle" i moje zdania będą równie żenujące, więc ograniczyłem się jedynie do potakiwań i dopełniania jej myśli, że jak "dzisiejsi malarze malujący, no nie wiem...", to ja mówię "czerwony prostokąt". Ona mówiła to, co każdy, że współczesni malarze wydają się nie posiadać talentu pozwalającego im namalować taką, powiedzmy, "Bitwę pod Racławicami". Wyrażenie tej opinii trwało jednak zbyt długo, by można było ją uznać za inteligentną, nie mówiąc już o jej słuszności. I tak toczyliśmy ten głaz rozmowy pod górę, aż asystentka przyniosła RTG i mogliśmy odetchnąć z ulgą.

Jakie miało być przesłanie tego wpisu, już nie pamiętam. Chyba, że czasem można wyjść na debila. Zwłaszcza wtedy, gdy kultura zmusza nas do zbędnych rozmów. A swoją drogą to Matejko namalował "Bitwę..." w tym samym roku, co van Gogh "Słoneczniki". 1888, podobno. Fajnie sobie poukładać pewne wydarzenia dla ogólnej orientacji w czasie. To tak na koniec, żebyście coś wynieśli z tego wpisu.



powiedzaaaaa, poniedziałek, 04 listopada 2013

2 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Z rejonu: Call me Vito

- Mam do ciebie sprawę, ale to musimy pogadać na osobności, w cztery oczy, bo to delikatna sprawa - powiedział kolega z roboty. Godzinę...

Płomień strwonił tęczę

Lubię całe to marnowanie pieniędzy dookoła. Lubię słuchać jak to Amerykanie wydali miliony na tournee swego starego promu kosmicznego po...

Comments


bottom of page