Lubię całe to marnowanie pieniędzy dookoła. Lubię słuchać jak to Amerykanie wydali miliony na tournee swego starego promu kosmicznego po całych Stanach, żeby bydło mogło na nie okiem rzucić - co tam parę baniek mniej na pomoc potrzebującym. God bless America.
Najbardziej to lubię, jak pieniądze są wyrzucane w błoto dla... symboli. Weźmy choćby całe to zamieszanie z pochodnią olimpijską. Ile to musiało kosztować miliardów zorganizowanie takiego ogólnoświatowego biegu z pierdolonym płomyczkiem, który co chwila gaśnie, po czym jest pospiesznie odpalany zapalniczką w nadziei okłamania świata, że niby symbol wcale nie poszedł się jebać i wciąż coś oznacza, choć przecież gówno już oznacza, bo płomień, który podpali znicz olimpijski w dniu otwarcia igrzysk już nie będzie tym samym płomieniem, który wyruszył z Olimpii w podróż po planecie. To nie będzie płomień rozpalony za pomocą skupionych promieni słonecznych w ruinach greckiej świątyni, tylko płomień rozpalony ruską zapalniczką gdzieś na Placu Czerwonym. Ba! W tym roku znalazł się nawet w kosmosie. Co za idiotyzm... Ileż kurwa milionów musi pochłonąć ten cyrk z pochodnią - te niezliczone kraje, tabuny osób powołanych do organizacji całego tego przedsięwzięcia, biegacze, ochrona i jeszcze wylot w kosmos... A na Ziemi człowiek umiera niedoczekawszy chemioterapii, bo nad wynalezieniem leku na raka pracuje 1000 razy mniej naukowców niż mogłoby pracować, gdyby bydło nie trwoniło miliardów na zabawy z ogniem albo dekorowanie jakiejś pierdolonej tęczy z kwiatów za 70 tysięcy złotych w kraju, w którym ludzie grzebią w śmietnikach.
Czy ten płomień i ta tęcza jest komukolwiek naprawdę potrzebna? I cóż to za dziwne zrządzenie losu, że to właśnie płomień strwonił tęczę. Symbol jakiś normalnie.
PS. Idę postawić kloca - symbol szlachetnego gówna. Tylko niech nikt nie waży się go potraktować spłuczką - symboli się nie niszczy!
powiedzaaaaa, środa, 13 listopada 2013
Comments