- Mam do ciebie sprawę, ale to musimy pogadać na osobności, w cztery oczy, bo to delikatna sprawa - powiedział kolega z roboty.
Godzinę później złapał mnie na dworze, jak pakowałem paczki do auta i mówi:
- Znasz kogoś w ośrodku zdrowia?
- Nie.
- Pewien lekarz chce z tobą porozmawiać.
- A po co?
- Nie wiem, ma jakąś sprawę i chciał numer twojego telefonu. Podać mu?
- Jak ma sprawę... to podaj.
Około godziny 14, dzwoni telefon, numer nieznany. Odrzuciłem 4 razy, bo zajęty byłem, a i niech se koleś nie myśli... Takie ignorowanie ludzi to dobra metoda na budowanie odpowiedniego stosunku obcych do twojej osoby - ludzi trzeba trzymać na dystans, jak psy, by znały miejsce w szeregu, inaczej szarpią za smycz.
W końcu odbieram i słyszę:
- Dzień dobry panu, moje nazwisko XY, dostałem numer od pana XY2 i mam pytanie, czy poświęciłby mi pan dzisiaj 10 minut? Czy moglibyśmy się spotkać i porozmawiać?
Spotkać oczywiście mi się nie chciało, bo mnie się nawet żyć nie chce, a co dopiero spotykać z drugim człowiekiem.
- A nie mógłby pan powiedzieć przez telefon, o co chodzi?
- Dobrze. Czy kolega wytłumaczył panu sytuację?
- Nie, nic mi nie mówił.
- No więc już wyjaśniam. Sprawa jest delikatna, dlatego prosiłbym pana o dyskrecję. Powiem wprost, otóż chodzi o to, że jakiś czas temu miałem romans z panią XX. Ja obecnie jestem w trakcie rozwodu, ale podejrzewamy, że moja żona zechce wysłać mężowi pani XX list, który pewnie rozpierdzieli ich małżeństwo, a chcielibyśmy tego uniknąć. I chodzi o to, by można było kontrolować korespondencję do państwa XX przez, powiedzmy, okres 3 miesięcy, tak by pani XX mogła odbierać wszystkie listy na poczcie i w ten sposób przechwycić list od mojej żony? Czy byłaby taka możliwość?
Tak mniej więcej brzmiały pierwsze słowa nieznanego mi dotąd lekarza. Przyznać muszę, że facet był bardzo elokwentny i całą sytuację oraz swoje prośby wyraził bardzo spokojnie, z dystansem oraz przejrzyście i płynnie, jakby co drugi dzień załatwiał takie rzeczy.
- Czy byłaby możliwość... - westchnąłem - ... muszę się zastanowić, wie pan...
Powzdychałem chwilę, udając wielkie namyślanie, jakby mi kazali zlikwidować prezydenta. Prawda jest taka, że tego typu prośby listonosz słyszy z ust niejednego mężczyzny czy kobiety, bo jak mawiał Gregory House: "wszyscy kłamią". To norma, że żony ukrywają coś przed mężami, mężowie przed żonami... a biznesmeni przed skarbówką, dlatego żaden z nich nie odbiera poleconych. Mam klientkę, której od dwóch lat zostawiam listy z banku w sklepie spożywczym, żeby mąż się nie dowiedział, że wzięła jakiś tam kredyt. Kobieta zatem wtajemniczyła w swoje sprawy osobiste listonosza oraz obsługę sklepu - poniżające. Tego typu przysługi to w zasadzie norma, zaś zostawienie korespondencji na poczcie, by adresat ją sobie sam odebrał, raz, że nie wymaga ode mnie żadnego poświęcenia, a dwa - jest wręcz przyjemnością, bo przecież oznacza o jedno mieszkanie mniej do obsługi. Wracając zatem do propozycji kochasia:
- Hmmm... no teoretycznie byłaby taka możliwość... - powiedziałem niepewnym głosem, żeby lekarz uznał to za wielką niedogodność i łaskę z mej strony.
- Ja rozumiem, że nie jest to standardowa prośba i pewnie pan musiałby nagiąć pewne zasady, dlatego zróbmy może tak, że pan zastanowi się nad moją prośbą i przemyśli, w jaki sposób ja mógłbym się panu odwdzięczyć za tę przysługę, a jutro zadzwonię do pana jeszcze raz i pan mi da odpowiedź, dobrze?
Heh, cóż, po obejrzeniu tylu filmów kryminalnych teoretycznie mógłbym w owym momencie zmienić ton wypowiedzi z nierozgarniętego listonosza na porywacza psychopatę oraz zażądać od lekarza, powiedzmy "dwóch tysięcy złotych na poniedziałek albo osobiście przekażę wesołą nowinę panu XX". Otworzyła się przede mną śliczna pozłacana furtka do szantażu. 2 tysie od niego, drugie tyle od kochanki i mamy sylwester w Paryżu. Szantażystą jednak nie jestem, bom człowiek honoru, dlatego już podczas porannej rozmowy z kolegą przy samochodzie, słysząc słowa "lekarz" i "sprawa" wiedziałem, że będzie można coś z tego ugrać. Co do pieniędzy - prosić o więcej niż 100 złotych byłoby niepoważnym i w złym tonie (w moim odczuciu) za taką drobnostkę, wziąć z kolei tylko tyle za przysługę trwającą aż trzy miesiące (a cholera wie ile w praktyce) - "nie calculato", jak powiedział Zenek Solski. Wybrałem zatem styl a la Ojciec Chrzestny:
- Nie no, dobrze, zrobię to dla pana, ale nic w zamian od pana nie będę brał. Potraktujmy to jako przysługę.
I w tej chwili nastąpiła oczekiwana przeze mnie riposta ze strony lekarza:
- To zróbmy tak, zna pan moje imię, nazwisko i fach, wie pan w czym robię, dlatego jeśli miałby pan kiedyś kłopot, potrzebował wizyty domowej, recepty, jakiegoś zaświadczenia czy zwolnienia lekarskiego, to proszę się do mnie odezwać, ma pan mój numer telefonu, będę mógł się wówczas panu odwdzięczyć.
Załatwione. W kinematografii to wygląda lepiej:
Bonasera: Ile mam ci zapłacić? Don Corleone: Bonasera, Bonasera. Co ja ci zrobiłem, że mnie tak nie szanujesz? Gdybyś przyszedł w przyjaźni, drań, który skrzywdził twoją córkę, zostałby ukarany już dziś. I gdyby ktoś tak uczciwy jak ty miał wrogów, twoi wrogowie byliby moimi wrogami. A wtedy obawialiby się ciebie. Bonasera: Będziesz mym przyjacielem, Ojcze chrzestny? Don Corleone: Dobrze. Pewnego dnia, który może nigdy nie nadejdzie, poproszę o przysługę.
Ta, a jak dojdzie co do czego, to lekarz się na mnie wypnie i tyle.
Zabawne, że na koniec rozmowy podziękował mi za męską solidarność. Ta, chyba z tym rogaczem, bo to jego mi szkoda (2 dni temu dałem mu polecony) i kto wie - może jego żona postanowiła się już nie puszczać? Tylko czemu w takim razie kochanek wciąż tak o nią dba...
PS. A z tą zapłatą to różnie bywa. Parę miesięcy temu pewien biznesmen odebrał polecony, podpisał kartę, zwrotkę, otworzył list, przeczytał... i doszedł do wniosku, że on go owszem, chce odebrać, ale dopiero za 10 dni. Czy można by coś zaradzić? Odwdzięczyłby się. Cóż, list się zakleiło, awizowało, zwrotkę przykleiło, naklejkę z karty odkleiło, podpis przekreśliło, całość wylądowała na 10 dni pośród reszty awizowanych listów, po 10 dniach zawiozłem list ponownie. 100 złotych. Miło się z panem robi interesy. Ale już więcej tego nie zrobię, bo w razie kontroli...
powiedzaaaaa, środa, 20 listopada 2013
Comments