Jakiś czas temu trafiłem w TV na wypowiedzi polityków na temat legalizacji niektórych narkotyków. Wszyscy oczywiście jednogłośnie zawetowali taki pomysł utożsamiając dragi z diabłem wcielonym. Typowo ludzka reakcja na wszystko to, co zna się jedynie z mrożących krew w żyłach i jeżących włosy na głowie opowieści. Gdy chodzi o narkotyki każdy z polityków zmienia się w ojca i z pełną powagą i bez większych uzasadnień mówi "nie". Dziennikarz kwituje materiał, przedstawia się, robi pauzę, rzuca nazwę swego programu i na wizję wchodzi następny materiał o kolejnym przestępstwie popełnionym pod wpływem... alkoholu. Codziennie coś. Albo pijany kierowca albo pijana matka zaniedbująca dziecko albo - jak dziś - najebana grupka 20-latków demolująca klatkę schodową i tłukąca dozorczynię bloku. I nikomu z polityków nawet przez głowę nie przejdzie, by może traktować alkohol na równi z narkotykami, bo przecież od wieków jest on głównym czynnikiem demoralizującym polskie społeczeństwo. Może by tak zdelegalizować również alkohol, bo przecież alkoholików, żuli, meneli i drobnych pijoczyn są w najświętszej RP całe miliony. W końcu każdy z nas ma w rodzinie dalszej bądź bliższej osobę uzależnioną od chlania albo chociaż doskonale zna kogoś takiego z widzenia, bo przecież każdego Polaka jakiś żul prosił kiedyś o 2 złote. Co ja wam będę mówił - wiecie o co biega, w końcu żyjecie w Polsce, kraju złodziei i pijaków. Jak na ironię, obydwie te grupy ludzi ucieleśniają doskonale osoby polityków - złodzieje i pijaki. A pamiętacie prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego najebanego przed grobami Polaków w Charkowie. Nie ma to jak alkohol.
Ja oczywiście nie jestem za wprowadzeniem prohibicji, bowiem sam od alkoholu nie stronię, a kto będzie chciał się napić, to sobie sam bimber upędzi. Ja jestem za brakiem hipokryzji, tj. postawieniem znaku równości pomiędzy alkoholem i narkotykami, bo oba te środki mogą albo urozmaicić imprezę albo uzależnić i sprowadzić na dno. Albo więc zakazać wszelkich używek albo wszystkie zalegalizować z heroiną włącznie, bo choć sam dragów żadnych nie używam, to kto chce, owe dropsy czy szpryce i tak sobie załatwi - a nastolatki, zwłaszcza dzieci polityków najprędzej i najłatwiej. Wiem, bo sam w wieku 13 lat mogłem załatwić, co tylko chciałem, a przecież to był koniec lat dziewięćdziesiątych.
Wkurwia mnie ta wszech obecna zmowa, by niby w imię dobra swych dzieci traktować narkotyki jak zło największe, a alkohol jak niewinny i tradycyjny nawyk każdego Polaka. A skoro tradycyjny, bo dziadek pił i ojciec pił i całe pokolenia wąsali z szabelkami wycinały po pijaku okoliczne wsie, to alkohol jest w porządku. Zresztą, politycy i drodzy rodzice wetujący narkotyki, alkohol również pili, więc rozrywki swej nie zniosą; co innego narkotyki - przecież dla nich są obce, a obcych się do domu nie wpuszcza.
Numer w sumie nieco z innej beczki, ale przyszedł mi na myśl, bo ostatnio odkurzyłem kasety i wróciłem do "Skandalu". Kaseta z 1998 roku, przegrywana z przegrywanej, z przegrywanej... Dopiero dziś, tzn. w tej jakości usłyszałem niektóre dźwięki, np. to bongo na końcu:
powiedzaaaaa, środa, 08 października 2014
Comments