Byłem u mechanika z moim starym auciskiem. Leje się gdzieś spod głowicy i chłodnicy i chuj wi skąd jeszcze, kurwa jego mać. Nie wiem od czego to zależy, na czym to polega i czemu tak jest, ale każdy mechanik samochodowy, bez wyjątku, każdy uważa się za Boga wcielonego.
- Jam jest Alfa i Omega, Początek i Koniec i przybywam uzdrowić twego Puga.
Każdy mechanik ma bowiem ego wybujałe do wysokości 8-tysięczników. Chodzące K2. W tle młode Lhotse i Makalu w zielonych ogrodniczkach. Nie wiem, to chyba kwestia przebywania w kanale przez pół życia. A może brak światła? Ilekroć jesteś u mechanika i u jakiego byś mechanika nie był, to chuj zawsze traktuje cię z pogardą i wyższością, jakby robił ci wielką łaskę, że znajdzie odrobinkę czasu na naprawę twego transformersa, jakby to za darmo robił. Bo co to za ludzie, co se nie potrafią silnika naprawić. Albo właśnie na odwrót - może takim zachowaniem jedynie rekompensuje on sobie niską samoocenę? Że niby przychodzi do niego człowiek tak przystojny jak ja, a on ujebany w smarze, śmierdzący olejem i jeszcze ma się grzebać w moim brudzie, bo mnie się nie chce - momentalnie facet czuje się gorszy, a że gorszym od innych czuć się nie lubi, to co - "obszczam go dokładnie, żeby sobie nie myślał, że jest lepszy"
Jak już zatem wspomniałem, polazłem dziś do tego swojego warsztatu, choć jaki on tam mój. Otwarto wrota i akcja była taka, że to nie mnie oślepił blask Jezusa, tylko jego oślepiło "słońce" - bo jak tu nazywać słońcem takie słabe, listopadowe niemal gówno na niebie. Chrystus obejrzał mi silnik, powiedział że to, że tamto, a dalej miał mnie w dupie, bo on miał tylko odbić zakładników.
- Coś jeszcze?
Nie, chciałem tylko popatrzeć sobie z panem na silnik... No jasne, kurwa, że chce sie umówić na naprawę - h logiczne.
- To do biura.
W biurze za to, Dżizys okazał się jeszcze większym gburem, bo zamiast wyjąć ten swój notatnik i podać mi jakieś wolne terminy, to usiadł na tronie i mnie olewał. Ja zaś musiałem się dopytywać:
- A w poniedziałek? A we wtorek? A w środę? A o której? O tej? To o której? O tej?
Po kilku minutach takiego nadskakiwania, Chrystus ominął mnie wzrokiem, spojrzał w okno i postanowił mnie ocalić. Za tę nieopisaną łaskawość Zbawiciel mój weźmie minimum 700 złotych. Bardzo się z tego cieszę.
Muszę przeczytać te dwie PRLowskie książki o budowie silników Fiata 126P i Poloneza FSO, co to leżą u mnie gdzieś na strychu - może to od nich człowiek się taki "ponad innymi" robi.
A mama kaszle i kaszle. Kurwa, jak ja nienawidzę, jak ktoś kaszle!
powiedzaaaaa, czwartek, 27 października 2011
Comments