Dwa dni temu minąłem w sklepie prostytutkę z trasy nieopodal. Natknąłem się na nią wzrokiem. Trwało to dosłownie ułamek sekundy i z pozoru nie różniło się niczym z wpadnięciem wzrokiem na kogoś obcego, ale jednak musiało się różnić. Widać miałem w oczach coś w stylu "o, kurwa", bo kurwa zatrzymała na mnie wzrok, tak jakby wiedziała, że wiem, że ssie fiuty za 50 zł. Ciekawe ile dziennie ma takich spojrzeń ludzi wiedzących? I co myśli, czując je na sobie? Spływa po niej czy może szykuje się na odparcie ataku chamstwa, lubieżności? Pewnie z pół miasta ją zna, a na pewno każdy kto wyjeżdża poza nie w godzinach 10-13 w południe i mija ją maszerującą w te i wewte na poboczu. Ta kobieta musi mieć zachowania ludzi w małym palcu i bankowo po tym chwilowym spojrzeniu wszystko już o mnie wiedziała, znała rozmiar mojego penisa, mieszkania, stan cywilny, markę samochodu i że podczas orgazmu bym zagryzł zęby.
Ksiądz dziś chodził w rejonie po kolędzie. Starzy ludzie, a już zwłaszcza na wsiach traktują księdza jak Boga. Stoją przy płotach i wyglądają bądź zostawiają uchylone furtki, by aby księdzu przez głowę nie przeszło nie zajrzeć. Schody wyłożone ścierami i chodnikami, by broń Boże, ksiądz się nie pośliznął i krzywdy sobie nie zrobił, bo jeszcze klątwę rzuci i chuj, się trza w piekle będzie smażyć, bo i nie wiadomo czemu każdy morderca niechcianych szczeniaków i tak liczy na Niebo. I wszyscy tak nadskakują tym klechom, dupy im liżą, jakby Chrystusa przyjmowali. A ksiądz widząc takie stado owieczek głupiutkich, czuje się jak król na przechadzce po swych włościach. O bezsensie tej szopki już pisałem, także nie będę się powtarzał.
Tak się złożyło, że w jednym czasie do furtki pana Dionizego doszedłem ja z jego emeryturą i ksiądz, by z tej emerytury dostać ze 30 zł, jak to ludzie dają. - Poczeka pan, dobrze? - mówi do mnie pan Dionizy, biegnąc niemal za księdzem. Hierarchia zatem ustalona. Jakżeby można kazać Bogu czekać? Ksiądz mija mnie bez witającego spojrzenia, jakim ja obdarowuję byle dziwki, bez słowa, bez "dzień dobry", czekając widać aż powiem mu "niech będzie pochwalony...", by z łachy odparł swoją kwestię tego śmiesznego dialogu. - Dzień dobry - mówię do księdza, majstrując przy torbie. Ksiądz słysząc tę wersję powitania już wie, że mam go w dupie i nawet na mnie nie spogląda. Idzie odprawiać egzorcyzmy, popytać o zdrowie wnuków, żeby nie było, że tylko po kasę przyleciał.
powiedzaaaaa, środa, 31 grudnia 2014
Comentarios