18 marca. Pierwszy dom w rejonie poddany kwarantannie. Pierwszy listonosz udał się na zwolnienie lekarskie w obawie o swoje zdrowie. Tak jak się spodziewałem, wszelkie zakazy dotyczące doręczania zostały już zniesione i od dziś, a więc po dwóch dniach nieudolnych i bezsensownych prób ograniczenia... nie wiadomo czego, bo na pewno nie epidemii... przez zarząd poczty, listonosze pracują w pełnym zakresie, jakby koronawirus nie istniał. Roznoście wszystko, wchodźcie wszędzie, jesteście nieśmiertelni. Tak więc w mediach w kółko pierdolą o "pozostaniu w domach", psychologowie dają rady "jak nie zwariować w izolacji i nie dać się panice", a ja odwiedziłem dzisiaj ze 70 mieszkań, jakbym był Supermanem i tylko kryptonit mógł mi wyrządzić krzywdę. Brat w Czechach od tygodnia nie rusza się z domu, drugi brat pracuje zdalnie z chałupy, w urzędzie mojej matki wszyscy odizolowani od siebie i ubrani jak pracownicy elektrowni jądrowej, a ja biegam po froncie jak mięso armatnie. Nieco wkurwia mnie ta sytuacja. Cały naród świruje i podejmuje jakieś nadzwyczajne kroki, a Poczta Polska nie zmieniła kompletnie nic poza daniem pracownikom buteleczek z płynem dezynfekcyjnym, który można wyjebać do kosza, bo co mi da dezynfekcja rąk, jeśli co minutę gadam z kimś obcym twarzą w twarz?
Moim skromnym zdaniem wykrycie koronawirusa u jednego z listonoszy naszego urzędu to kwestia dni, może tygodnia, na co zresztą czekamy, bo to najprawdopodobniej oznaczać będzie kwarantannę dla wszystkich pracowników, a my chętnie posiedzimy sobie w domu. Niby nie ma takiej możliwości, żeby coś było niemożliwe, ale chyba niemożliwe jest, by żaden z nas nic nie złapał mając tyle kontaktów z potencjalnymi nosicielami. Nie ma to jak odwiedzać ludzi w czasach unikania kontaktów z ludźmi. Poczta jest zaprzeczeniem całej idei izolacji i zwalczania epidemii. A najgorszy jest sam urząd, który przypomina targ zwierzęcy w Wuhan. Wchodzę, a tam ze 20 osób stłoczonych na powierzchni 5 metrów rozrzuca listy na rejony, rozmawiając w najlepsze, bez żadnych masek, itp. Piętro wyżej kolejnych 15 osób w maleńkim pomieszczeniu, w odległości do podawania sobie lolka z rąk do rąk. Miałem dzisiaj opisać tę sytuację lokalnemu oddziałowi sanepidu, ale poczekam, aż będę leżał pod respiratorem w Zgierzu, co zważywszy na moją chorobę serca jest całkiem realne. Może przesadzam, ale ilość zgonów we Włoszech nie jest zabawna. A poza tym mam lekki kaszel. Temperatury póki co nie ma.
Jutro emerytury i pogawędki ze starszymi ludźmi. Jak założę maskę to albo oni wpadną w panikę albo ja się w niej uduszę.
powiedzaaaaa, środa, 18 marca 2020r.
Comments