7 maja. Chyba powinienem już zostać odizolowany. Dziś się dowiedziałem, że osoby, u których w zeszłym tygodniu byłem z emeryturą już wówczas były objęte kwarantanną. O kwarantannie nic nie wiedziałem, więc wszedłem, a facet oczywiście słowem się nie zająknął i drzwi, rzecz jasna, otworzył - pieniądze przyszły, to co będzie sobie kłopot robił, to tylko grypa, a on zdrowy jest. Tacy są ludzie. Mówię więc do przełożonych żartem, że powinienem iść na kwarantannę albo niech zamkną cały urząd, bo miałem kontakt z kimś potencjalnie zarażonym, a w odpowiedzi widzę machnięcie ręką, a potem próbę zrzucenia winy na mnie, słowami "czemu nie sprawdza Pan spisu kwarantann"? Odpowiadam, że tego adresu jeszcze wczoraj nie było, choć kwarantanna trwa już tydzień. Na odchodne słyszę zdanie: "miejmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze".
Poinformowałem o zajściu, żeby w razie czego nie było, że zachowałem ten fakt dla siebie. Tym samym zrzuciłem odpowiedzialność za następne wydarzenia (których zapewne nie będzie) na przełożonych. Ciekawy byłem, co zrobią. Oczywiście nic nie zrobili, bo na poczcie wszyscy mają wszystko w dupie. Póki nie chorujesz, póki oddychasz i nie umierasz, to weź listy, rób i nie pierdol. I tyle z odpowiedzialności publicznej, pocztowych procedur i innych rzeczy, na które w telewizji wszyscy uczulają i o które apelują, gdyż życie nas wszystkich jest tak cenne. Teoretycznie od tygodnia mogę być nosicielem wirusa, ale zamieciemy sprawę pod dywan, bo tylko by się problemów narobiło - "jakoś to będzie", jak zawsze. powiedzaaaaa, czwartek, 7 maja 2020r.
Commentaires