Leżąc wczoraj na łóżku, ujrzałem jak jakieś białe, duże światło przecięło niebo z dużą prędkością. Zginęło za horyzontem nim zdążyłem się podnieść. Jasne, duże światło. Raczej na pewno nie samolot - za szybko. Na spadającą gwiazdę za wielkie chyba, choć co ja tam wiem o gwiazdach. Bardziej mi to pasowało na jakieś UFO albo meteoryt, jak te niedawne u Ruskich. Wybiegłem podexcytowany na balkon, licząc na koniec świata, na jakieś głośne pierdolnięcie za horyzontem, wstrząs, przeraźliwy huk jakby niebo pękło na pół, błysk i wreszcie falę, która zmiotłaby mnie z powierzchni życia. I nic. Cisza. Wychyliłem się przez barierkę, że może gdzieś za domem sąsiada coś... tego... choćby malutki meteorycik... tyci choćby... byle mnie sięgnęło... Niestety. Nici z końca świata. Wróciłem na łóżko i poszedłem spać, bo z rana do roboty.
powiedzaaaaa, środa, 17 kwietnia 2013
Comments