Wchodzę do lepianki. Drzwi otwiera mi kobieta z ręką w gipsie. - Emeryturę mam. Pitu-pitu, coś, że pogoda dobra i śniegu nie ma, tak, tego, no: - Proszę tu podpis. Kobita stara się tym gipsem jakoś zawinąć, tego. Niewygodnie. I wypala: - Widzi pan, niewygodnie. [najazd na zmartwioną twarz kobiety] Syn mnie krzesłem uderzył, rękę złamał... Odkąd stracił pracę, ciągle pije... I chwila ciszy. Chwila, w której warto przypomnieć teorię względności Einsteina o tym, że czasem sekunda trwa godzinę. Stoimy tak zatem ja i ona w tej lepiance z gliny. Ja nie wiem co powiedzieć - ona czeka na współczucie, jak to kobiety mają w naturze. I czas mija. Leci i leci, choć to raptem sekundy. Można by dolecieć na Jowisza. Trwa to i trwa. Ja, ona, jakaś kuchenka, oddechy i przeraźliwa cisza. I wtem, wiem! Przerywam! A co! Wyrywam się i mówię do ofiary przemocy rodzinnej:
- Może gumę?
A u dołu napis: Winterfresh. Ułatwia zbliżenie.
powiedzaaaaa, sobota, 03 grudnia 2011
Comments