Czuję się jak dorastający terrorysta, bo każdego dnia wzrasta we mnie agresja i świadomość ogólnego syfu reklamowanego mi jako piękne, fajne życie pełne miłości, podróży, uśmiechów dziecka i wzruszających zachodów słońca. Wsadźcie je sobie w dupę razem z Dzień Dobry TVN, Magdą Mołek i resztą uśmiechniętych zabawek. Życie prowadzi człowieka wyłącznie do jednego celu - pracy. Uczysz się chodzić, po to byś mógł dojść do pracy. Uczysz się mówić, byś mógł wciskać ludziom nowe taryfy, oferty, rabaty, umowy, konta, kredyty... Uczysz się pisać i czytać, bo to potrzebne do pracy. A czym się kierujesz podczas wyboru szkoły czy kierunku studiów? Rodzajem pracy, jaką będziesz mógł wykonywać po zakończeniu edukacji. Całe twoje życie przygotowuje cię do pracy. Miłość i inne duperele zostały wymyślone dla odwrócenia twojej uwagi, byś nie zwariował zdając sobie sprawę, że jesteś jak ta pierdolona bateryjka z Matrixa. Koniec końców płodzisz dziecko - kolejnego robotnika. I jesteś szczęśliwy, bo teraz masz dla kogo pracować. Bo teraz masz powód, by się nie wieszać w poniedziałkowe poranki.
I zostają pieniądze, bo to o nie chodzi we wszelkiej pracy. Żyję w jakichś chorych czasach, gdy każdy musi być milionerem i jeśli tylko zobaczy, że jego pracownik wykonuje swoje obowiązki jedną ręką, to zaraz wynajdzie zajęcie jego drugiej ręce - bo to szansa na szybsze wzbogacenie się. Więc listonosz już nie będzie tylko nosił listów, ale i sprzedawał konta, kredyty, lokaty, ubezpieczenia samochodowe, dekodery, bajki dla dzieci, kalendarze, kartki świąteczne i serwetki. A dla lepszego efektu pierdolniemy reklamę, plakat, billboard, chodzącego hamburgera albo ogromne naklejki zaklejające cały parkiet boiska do koszykówki, tak że piłki nie widać. I jeszcze koszulki zawodnika obkleimy swym logo, tak by kibic szukając nazwiska koszykarza musiał przebić się przez Blachy Pruszyński, Blachbud, Nałęczowiankę, Bank BPS i inne. I tak na każdym kroku, byle zarobić złotówkę więcej, byle komuś coś wcisnąć, byle ktoś się nabrał, zamówił, kupił...
No i ta wasza ukochana Polska, która zatrudni was na niepełny etat, za najniższą krajową, odpalając być może co nieco pod stołem; dla której przepracujecie za psi chuj 50 lat, by w końcu przejść na emeryturę i dostać 700 złotych - tyle wyliczyli koledze. To wam Polska odpłaci. Ta Polska, która nie potrafi wybudować kilometra równej drogi, przyjąć was w szpitalu i zapłacić za życie stracone w robocie. Ta Polska, z której jesteście tak dumni 11 listopada, bo naoglądaliście się nagrań umęczonych Polaków z Oświęcimia, Warszawy albo bohaterów bitwy o Anglię.
No, to sobie pogadałem, a teraz kończyć gadkę i spać, bo z rana do roboty.
PS. Przypomniało mi się zakończenie "V jak vendetty". Tłum bojowników się zebrał, wysadzono parlament, fajerwerki strzelają w powietrze, wrzawa powoli opada, podniosła chwila, początek nowych czasów... I nagle wchodzę ja i mówię: - No... a jutro do roboty...
powiedzaaaaa, wtorek, 10 grudnia 2013
Comments