Obejrzałem po raz kolejny "Gorączkę sobotniej nocy". Jego oglądaniu zawsze towarzyszy mi jedna myśl, a w zasadzie pytanie: czemu w tej jebanej Polsce nikt nie nakręci filmu pokazującego współczesną młodzież? (Tylko nie wyjeżdżajcie mi z jakąś "Salą samobójców", bo to śmieszny film.) I po tej myśli zawsze nachodzą mnie pomysły na scenariusz, którego chyba nikt w tej kurewskiej Polsce nie napisze, a już na pewno nie nakręci. Bo po co zrobić coś na czasie, skoro lepiej wypierdzieć 12356 obraz o II wojnie światowej. 70 lat po wojnie, a Polaczki pierdolone po dziś dzień babrzą się w okupacji i walce o prawo do własnoręcznego rozkradania kraju. Bo przecież nie ma roku, żeby nie wpuszczono do kin kolejnych 2, 3 czy 4 filmów o tematyce wojennej lub około-wojennej - filmy o jakże trudnej historii narodu polskiego, że tak to określę. Jak nie I wojna, to II. W tamtym roku była "Róża", "Pokłosie", "W ciemności" i pewnie ze 2 inne. W tym roku już do marca na ekrany wlazły "Tajemnica Westerplatte", "Syberiada polska" i "Warszawa 1935". I tak z każdym rokiem przybywa umęczonych Polaczków i ich martyrologii. Jak długo kurwa jeszcze wojna będzie stanowić jedyny ciekawy temat dla polskich reżyserów? Ja rozumiem, że extremalne czasy tworzą extremalne sytuacje, dylematy i tragedie, ale w XXI-wiecznej Polsce też jest co pokazać.
Brakuję mi tego obrazu współczesności, takiego zdjęcia z "tu i teraz". Tło wydarzeń przecież mamy nie byle jakie - kryzys gospodarczy, ogromne bezrobocie wśród młodych i wykształconych, emigracja, a całość okraszona walką płci czy "walką" z globalnym ociepleniem, oklejona toną reklam wkładek dopochwowych. Do tego oczywiście naród gotowy okraść nawet słupy telegraficzne z drutów i studzienki kanalizacyjne ze... studzienek kanalizacyjnych. I w tym syfie mamy grupkę znajomych, z których każdy albo skończył studia i wylądował na bezrobociu; albo odbywa jakiś tam gówno warty staż, po którym wróci na bezrobocie; albo wyjechał za granicę; albo pracuje byle gdzie za psi chuj na 0,5 etatu, wlepiając wieczorem gały w sexowne agentki FBI z Nowego Jorku, do którego nigdy nie pojedzie. Na pewno jeden z bohaterów byłby polonistą-listonoszem zatrudnionym na 0,75 etatu z pensją 1235 zł brutto, patrzącym w lustro z myślą "i to już wszystko, już nic więcej z ciebie nie będzie?". Typowe młodzieńcze zmiażdżenie marzeń płytą chodnikową. Brak mi bohaterów na miarę idoli pokolenia typu James Dean. Brak mi bohaterów, którzy nie chcą być fajni, mieć białe zęby i Porsche, przy czym nie są jakimś przerysowanym gangsterem. Chcę bohatera, który utknął w pustce; który nie rozumie świata ale zamiast płakać z tego powodu, po prostu odpala papierosa z wiecznym dylematem czy powinien się bać faktu, że "palenie zabija"? Bo on nie wie czy warto żyć. Nie jest Brudnym Harrym ani Harrym Potterem. Jest zagubiony. A co najważniejsze - BRAK MU ENTUZJAZMU, bo to nie jebane reklamy Coca-Coli i nie ma z czego się tak cieszyć.
Każdy film jednak musi zmierzać do punktu kulminacyjnego, w którym losy bohaterów ulegają wyjaśnieniu. W "Gorączce...", jak w każdym filmie muzycznym czy sportowym takim punktem jest zawsze jakiś tam jebany turniej. Co zabawne, zwycięstwo oznacza cukierkowy film, a zajęcie drugiego miejsca trzyma film bliżej rzeczywistości i zmienia mu kategorię z obyczajowego na dramat, heh - "Rocky" dostał Oscara, bo Sly przegrał z Apollem. Za przegraną w turnieju musi jednak iść wygrana na innym polu - z reguły to ta jebana miłość, która powoduje uśmiech u widza. Nie wiem jeszcze do jakiego punktu miałyby zmierzać losy moich bohaterów. Raczej bez fajerwerków - jedynie finalne zarysowanie zmian, np. jeden znalazł robotę, drugi się rozpił, trzeci wziął ślub, czwartemu umarła matka, a ptaki dalej srają na jezdnie jakby nigdy nic. Ważne zresztą byłyby głównie szczegóły, atmosfera, taki ogólny life style, np. otwieranie piwa o drugą butelkę albo jazda starym PKSem, w którym pokrowce są podarte, a firanki pourywane w połowie. To jest rzeczywistość. Zwyczajne historie zwyczajnych ludzi. No może z wyjątkiem polonisty-listonosza, któremu odjebało i wjechał w dom dyrektora Poczty Polskiej ciężarówką wyładowaną C4.
Ta, ta, ta, się kurwa naexcytowałem chuj wi po co.
powiedzaaaaa, czwartek, 01 sierpnia 2013
Comments