Odbyłem w rejonie rozmowę ze starsza panią:
- Oo, dawno Pana nie było, już myślałam, że Pan do Ameryki wyjechał - zażartowała.
- Niestety, jeszcze nie - odbiłem również żartem, choć moje żarty nie bywają pozbawione pretensji do całego świata, a jebanej Polski zwłaszcza, heh.
- A to co, chciałby Pan?
- Czemu nie...
- No pewnie, wszyscy niech wyjeżdżają, to w Polsce nikt nie zostanie. Mówię Panu, lepiej będzie.
- Mówią tak już ze 100 lat - zażartowałem.
W tej chwili ton starszej pani uległ zmianie. Od teraz było na serio.
- Niech pan nie narzeka, bo źle nie macie - powiedziała wskazując na moje auto za oknem, jakby klepany 13-letni samochód za 6 tysięcy z dziurawymi progami i podłogą był synonimem dobrobytu. Ciągnęła dalej - Wy nie wiecie co to znaczy 'źle'. Ja wiem, bo się przed wojną urodziłam, 4 lata w niewoli niemieckiej odsiedziałam, więc niech Pan mi nie mówi... Pan nie jadł chleba ze śmietnika! Pan nie pił wody z kałuży!
Mówiła coś jeszcze, ale ton miała dość wyrzutowy (właśnie stworzyłem nowe słowo), jak więzień Oświęcimia do dziecka z Beverly Hills, więc rozluźniłem sytuację pytając o wiek i mówiąc, że nie wygląda na tyle. Dokończyłem swoje i zmyłem się, bo nie ma się co kłócić z osobą po wojennych przejściach - przynajmniej tak wtedy uznałem. Kurwa, ja chyba taktowny jestem...
Czas na refleksje:
Otóż nie przepadam za tego typu myśleniem. Myślenie mej rozmówczyni jest z rodzaju "nie jest źle, bo było gorzej". Takie myślenie charakteryzuje wszelkich konserwatystów, którzy zadowalają się tym, co jest. Po co budować samochody - kiedyś jeździli dorożkami i nikt nie narzekał. No właśnie to (ponoć charakterystyczne dla Polaków) narzekanie jest podstawą postępu! Wolne te konie i srają mi przed twarzą - zróbmy samochód! Takie myślenie jest wg mnie cenniejsze od akceptacji statusu quo. Kto zaakceptuje fakt, że polski pociąg spóźnia się 5 godzin ten jest pierdolnięty. Dlatego też o wiele bardziej imponuje mi myślenie w stylu "jest źle, bo mogłyby być lepiej". Jest źle, bo mogłoby być jak w Japonii, gdzie wprowadzają właśnie nową kolej, która rozwijać ma prędkość nawet do 600 km/h i gdzie spóźnienie pociągu o minutę jest dyshonorem, że dyrektor kolei bije się w piersi z przeprosinami, a nie jak u nas - dostaje po kilkadziesiąt tysięcy premii, itp.
Przykro mi, ale ja nie potrafię cieszyć się jakimś tam przykładowym 27 miejscem w rankingu, tylko dlatego, że mógłbym być 28. Każdego dnia jestem bombardowany informacjami z krajów, przy których Polska jest 100 lat za Murzynami i fakt, że gdzieś na świecie jest pełno Murzynów, którzy są 10 000 lat za Polską mnie wcale nie pociesza. To jak wygrać wyścig z inwalidą - żaden sukces. Być może to kwestia ambicji, może brak pokory, ale tak to już jest, że komuś, kto nie miał chleba i suchy smakuje - ten zaś kto się wychował na świeżym, wolałby bułki.
Także fak ju, starsza pani.
I fak ju, Polsko. Przy najbliższej wojnie zdezerteruję i pozwolę ci się wykrwawić.
Jak sobie myślę o bracie, co po 16 godzin dziennie jeździ przeładowaną prawie dwukrotnie ciężarówką, paląc tarczki i zmieniając koła, które pod wpływem przeciążenia w kółko mu strzelają. I jak stoi wraz z innymi kierowcami po 3 godziny gdzieś na budowie, bo poszedł cynk, że Inspekcja Transportu Drogowego stoi i szef każe przeczekać... Jak sobie myślę, że właśnie tak wygląda cały transport w tym kurewskim kraju. Że tak w ogóle wygląda każdy interes w tej skurwiałej... Nienawidzę tego jebanego kraju, w którym wszystko idzie na przekręcie.
powiedzaaaaa, piątek, 30 sierpnia 2013
Comments