top of page
powiedzaaaaa

The X-Files, odcinek 11. Ostatni

"Ano, spotkałem dziś w tramwaju Remka. W sumie niezręczna sytuacja, bo kontakt urwał nam się po IV roku i od tamtej pory nic - ani słowa. Rozszedł się z tamtą, do której tak wzdychał, tulił ją, ściskał, kupował złote kolczyki... Mieszkałem z nią w akademiku i od czasu do czasu popiliśmy - i cha to tyle, co wyniosłem z tego wszystkiego. Heh, życie to jeden wielki przekręt, na którym ktoś nieźle się dorobił kosztem pozostałych. A co do Remka, to kręci teraz z jakąś lekarką, co zarabia więcej niż on, mieszka sam i utrzymuje się z prowadzenia jakiejś tam strony. Nie było czasu gadać, bo zara wysiadałem. Może wkrótce wyjdziemy na piwo, jak to kiedyś. A może nie. Po wyjściu z tramwaju na chwilę zrobiło się jakoś markotnie - że niby już parę lat minęło, a u mnie żadnych pozytywnych zmian (wbrew mojej wierze w teorię kumulacji) - ciągle tkwię w jednym punkcie. A zabawne jest to, że chyba tak właśnie chcę, bo od dawna uważam, że wszelkie pobożne życzenia lepiej pozostawić nietknięte, aby przypadkiem nie rozrosły się do rozmiarów czegoś na kształt nowotworu złośliwego, którego nie będzie można usunąć. 'Co dziś posiadam, widzę w dali mgliste. A co zniknęło, jest mi rzeczywiste' (Faust). Świadomość określa byt, a strach określa świadomość. I nic nowego we Dworze nie słychać..." [27.01.12, godz. 22:06]

"Spotkałem young bucka. Robi doktorat na filozofii, żyje z jakimś 36-latkiem z dwójką dzieci, redaguje jakiś portal i pracuje w muzeum. Pracowała w Amsterdamie i za zarobioną kasę zwiedziła Buenos Aires. Jak to dała: wszystko ułożyło się samo, nawet się nie spinałam. Ano właśnie; bogatemu to i byk się ocieli - oto różnica między mną i nią. Ja się stresuję, dołuję, mam bóle kręgosłupa i nerwowo trzepię przed kompem, po czym zdechnę przegrany. Jak się człowiek unosi ambicją, to mu prędzej czy później pęknie dupa z wysiłku albo od wyruchania. A przecież można bez tego całego gówna - hakuna matata. Podobno się da. Heh, jasne." [22.02.12, godz. 16:03]

"U Remka byłem. Nakarmił mnie makaronem i kiełbasą, a potem poopowiadał, jak to u niego chujowo po tej filologii. Tylko potakiwałem, no bo co miałem na ten temat gadać. Mieszka nader skromnie, ale na własną rękę. Co jasne, ledwo wiąże koniec z końcem. Było mi smutno, jak popatrzyłem na tę ujebaną i śmierdzącą Łódź, potem na mieszkanie jak z ruskich pornoli; starą kanapę, wilgoć na ścianach, pordzewiałe krany... I na psa, który najpierw zrzygał się, a potem zesrał na rzadko, pozostawiając duszący smród, co miało chyba przydać temu wszystkiemu dodatkowej symboliki. Nie byłoby w tym może nic szczególnego i osobistego - w końcu to nie nasza wina, że wszystko jest takie jakie jest - gdybym nie miał silnego wrażenia, że to, co dziś widziałem, było projekcją mojego wewnętrznego życia z ostatnich siedmiu lat. Ziemia niczyja, wyjałowiona. Terra incognita. Limbo. A psychologia nazywa to solipsyzmem. Na koniec Szekspir, bo akurat mi się przypomniał: "We are such stuff as dreams made on and our little life is rounded with a sleep". I chyba już nie mam nic do dodania. Byle jak jest." [29.02.12, godz. 19:47]

"Siedząc na dworcu zawsze mam mieszane uczucia. Z jednej strony dojmujące poczucie nędzy, głodu i całego syfu, jaki jest na tym świecie, a z drugiej jakieś pragnienie piękna i splendoru; jakby poczucie, że istnieje jeszcze coś, czego nie zepsuje świadomość, że wszystko wokół to wyłącznie odór i gnicie - coś jak te kwitnące oazy i strumyki pośród postapokaliptycznego krajobrazu... I właściwie nie wiem, do czego zmierzam, bo już skasowałem połowę esa. Wczoraj załapałem, że nie jadłem jajecznicy od 1995 r. Nieźle by było, gdyby te wszystkie moje rozterki egzystencjalne wzięły się właśnie stąd. Byle do domu i spać - od jutra to samo." [07.03.12, godz. 19:48]

"Wiedziałem, że ten wykład z filozofii to gówno jakich mało, ale dziś przekroczyło wszelkie granice. Kurwa, banda ćwoków, którzy udają, że zależy im na roztrzygnięciu istoty monad u Leibniza i zadają pytania o jakieś różnice substancjalne. A potem śmieją się życzliwie z odpowiedzi profesora, choć jedyną sensowną reakcją byłby obłąkańczy śmiech przy wtórze gromów, błyskawic i odgłosów miażdżonych młotem bojowym czaszek. Ten świat nie zasługuje na istnienie." [21.03.12, godz. 19:03]



powiedzaaaaa, czwartek, 26 kwietnia 2012

9 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

O Niebie.

No więc wierzysz w Boga, ta? Więc w Raj i Niebo też wierzysz, ta? No to które z nich czeka cię po śmierci? Raj czy Niebo? Czy wpierw...

Fiut na czole

W swej nieskończonej mądrości zdarza mi się dość często dumać nad sprawą takową: co by było gdyby mężczyzna miał genitalia umiejscowione...

Romeo, go and fuck yourself

Ludzie nasłuchali się kawałków w stylu "Everybody needs somebody", naczytali "Romea i Julii", naoglądali filmów z Meg Ryan i dali sobie...

Comments


bottom of page