top of page
powiedzaaaaa

Użyłem dziś broni

Trzy kwartały wzorowej służby i ani razu nie musiałem wyciągać spluwy. I nagle... jeb! Do tej pory starałem się załatwiać sprawy polubownie, psychologicznie, bo ja inteligentny jestem chyba. Ignorowałem, wycofywałem się, spokojnie, bez pyskówek, kulturalnie. Z reguły wystarczyły negocjacje: ja wchodzę, on pozoruje atak, ja idę, on obstaje przy pozorach - co znaczy tyle, że miękki z niego fiut i tylko w gębie jest mocny. Ale dziś było inaczej. To było przy bramie. Czekałem, aż stara paniusia wyjdzie z chaty, żeby dopełnić z nią formalności, kiedy nagle, jakby znikąd, ale przecież zza domu, wybiegły dwa, rozwścieczone, agresywne kurduple, brodate z lekka. Po ich pyskach znać było, że dla nich to nie pierwszyzna i niejednego już mają na sumieniu. Stali, grozili mi, wyzywali po swojemu - nie rozumiem ich gadki, mimo że ja inteligentny jestem chyba. Pomyślałem, "święta się skończyły!" Nie pozwolę szargać swego imienia przez byle gówno, co ledwo od ziemi odrosło! Było samo południe, punkt 12, ja, oni i tylko niesiony wiatrem krzak przez jezdnie przeleciał. Rozejrzałem się dookoła, czy aby świadków nie będzie i chwyciłem pukawkę. Szybkim ruchem ręki, wycelowałem gnata w ryj jednego z nich i... wystrzeliłem. Upadł, jak rażony gromem, ale nieco ducha w nim jeszcze zostało. Łapał rozpaczliwie oddechy i potrząsał zwłokami. Jego towarzysz nie rozumiał, co się stało. Patrzył na przyjaciela i nie wiedział, jak zareagować. Ja? Myślałem, że coś poczuję. Że będę miał wyrzuty sumienia, że będę rzygał, że dostanę gorączki, ale... Ale nic nie poczułem. Po prostu wiedziałem, że mogę strzelić. Wspaniałe uczucie. Tylko masturbacja z reklamówką na głowie smakuje lepiej niż zło. Ale to nie był koniec. Siły dobra i zła miały zamiar się zrównoważyć. Sytuacja zaraz miała się obrócić na moją niekorzyść. Gaz pieprzowy (a co myślałeś?) to broń obosieczna. Drobinki trucizny dotarły i do mnie. Poczęły gryźć me gardło, drapać i dusić. Do tego na miejscu zbrodni pojawiła się oczekiwana przeze mnie starsza paniusia. Niczego nieświadoma, wyszła i również zaczęła się dusić. Dwie pieczenie na jednym ogniu, pomyślałem resztkami zła. - Co to tak dusi? - szukała przyczyn, ku mojej uciesze. - A tobie co? - spytała psa, trzęsącego łbem na lewo i prawo. Mimo kaszlu i spazmów, podpisała, odebrała przesyłkę. Zrobiliśmy dil i prysnąłem z miejsca zdarzenia. Ale wrócę... Jeszcze tam wrócę... Jeszcze przyjdzie nam skrzyżować pistolety.

PS. Pierwsze zabójstwa rzadko kiedy należą do udanych.



powiedzaaaaa, wtorek, 29 maja 2012

5 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Z rejonu: XXX

Nie ma to jak rejon. Idę do emeryta z kasą, pukam w drzwi, nikt nie otwiera, więc naciskam klamkę - otwarte. Wchodzę na werandę,...

留言


bottom of page