Skoro nie dało rady przenieść Polski w okolice Portugalii, to może by tak przykleić ją do wschodnich brzegów Miami?
1. W zimie temp. 10-19 stopni.
(W 1917 mieli rekord, tj. -2. Poza tym nigdy śniegu nie widzieli - romantykom zostawimy w Polsce miasto Łódź, bo bidne - niech mają)
2. Ocean z co najmniej trzech stron
3. Rajska roślinność, palmy, itd.
4. Flamingi (pamiętacie Miami Vice?)
5. Latynoski z Cuby, Puerto Rico, Bahamów...
6. Rzut beretem do innego świata, tj. Trzeciego Świata.
7. Rzut beretem do Amazonki, gdzie ludzie nie znają pojęcia czasu i cały dzień leżą na hamaku.
I właściwie tyle albo aż tyle. W końcu zmieniamy tylko położenie geograficzne. Reszta za to zmieni się sama. Na CSI już nie będzie się przechodzić przez przedpokój, ale przez granicę - będzie 3D. Jak czytam na wikipedii - Mi-Yayo przyjmuje rocznie największą liczbę imigrantów na świecie, więc się chyba nie obrazi na parę milionów Polaków. Poślemy tam żebraków, bezrobotnych, inwalidów i emerytów, co by odświeżyć nieco naród i upuścić zeń stęchłej krwi. Jeśli Jankesi będą protestować, to zagrozimy im napływem kolejnych pięciu milionów emerytów z urzędowych zapasów. No i czy tak trudno zlikwidować bezrobocie? O napływ obywateli Kuby czy Mexyku do Polski nie ma się co martwić - po to bierzemy ze sobą całe południe, żeby się odgrodzić od imigrantów górami i biedą. Zresztą, kto by u nas chciał mieszkać? A, racja - Ukraińcy i Białorusini przyjadą za nami z Europy. To nawet lepiej - razem z dresiarzami będą mięsem armatnim na wojny narkotykowe z DEA, CIA i całym United States Government, po tym jak podczas wizyty w Medellin złożymy wnukom Pabla Escobara "propozycję nie do odrzucenia". Mówiąc krótko, przejmujemy dostawy "śniegu" do Stanów, co nie spodoba się tym grubasom z powodów, których takie małe łebki jak wy jeszcze nie są w stanie pojąć. Problem tylko w tym, że w Miami trochę wieje. Czasem tak, że aż domy niszczy, ale wiecie jakie te Amerykańce mają budynki - z karton-gipsu, z drzewa, stawiane w 7 dni, itd. A bajkę o trzech świnkach widział?
I właściwie tyle. Pozostaje założyć białe lansiarskie marynarki, kupić Testarossę, jacht, krokodyla i można żyć. Do tego mexykańska tequilla, kubańskie cygara i kręcenie pornoli. Gwarancję daję tylko na jedno - jeśli jakimś cudem któremuś z obywateli przyszłoby klepać bidę, to po pierwsze jest to dowód na istnienie cudów, a po drugie bida ta będzie o wiele mniej depresyjna niż jej surowa wersja znad Bałtyku.
Aha, na wizy do Stanów nie ma co liczyć. Bóg ich nie da.
powiedzaaaaa, czwartek, 14 kwietnia 2011
Comments