top of page
powiedzaaaaa

Wyznania listonosza, part 2

Odbijam w lewo, potem w prawo, a tam już czeka na mnie kraina, o której Bóg zapomniał. Stara babka krąży tam wiecznie po ulicy i gada do siebie od rzeczy (dziś miała oko podbite). W tym samym domu mieszka rownież stary Wacek, ale jego emeryturę wypłacam dwa domy dalej, bo stary Wacek coś nie bardzo ma kontakt z rzeczywistością. Poza tym ręce ma powykręcane h przez artretyzm, spodnie mu z dupy spadają i śmierdzi odeń moczem nawet na świeżym powietrzu - popuszcza. I się nie myje, ale to inna sprawa. Parę domów dalej mam polecony z banku, ale omijam bo gospodarz podżyrował kredyt bratu i teraz nie chce, by żona się o tym dowiedziała. W razie czego mam dzwonić i dać mu znać - flaszkę za to daje. Wie chłop, czym mi usta zamknąć. Dalej nawet niezłe dwie dupki, ale przecie się nie będą z listonoszem jakimś zadawać, bo pewnie nieuk i prostak, skoro tak nisko zaszedł. Sprzęgło, jedynka, sprzęgło, hamulec. Człowiek, który, hehe, oskarżył już mnie nawet o potrącenie jego kury samochodem. "Jeszcze pierza na drodze leżą", jak to ujął. CSI już jedzie. Kończę miejscowość i wracam do poprzedniej. 2 babki z wąsami. Mało jest na świecie rzeczy tak obleśnych jak kobiety z tymi szczurzymi wąsami w kącikach ust. Brr! Pod 11 mówią mi, że Agnieszka już tu nie mieszka i żebym pod 57 jechał. Ok, ja lubię jeździć z jednym listem 2 razy. Pod 13-tką bardzo stara babcia. Walę w te drzwi, trąbie i nic. Zerkam przez okno, a ona nie żyje. Leży na fotelu, głowa odgięta do tyłu, usta otwarte, nieruchoma. Eee, klatka piersiowa się rusza, więc jednak żyje. Budzić ją? Nie budzić? Pod 32-ójką emerytura. Już z daleka słychać Radio Maryja. Dwa kundle drą mordy, ale wchodzę - wszystko dla dobra emerytów. W radiu koronkę odmawiają. Włażę bez pukania - i tak nie usłyszy. Kobita leży od roku w łóżku. Pod łóżkiem kaczka. Przed łóżkiem stolik, a na nim krucyfiks i dwie świece, jakby ksiądz po kolędzie chodził. - Pani się nie modli, Bóg nie istnieje! Żartuję. - Emeryturę przyniosłem! Kobita ścisza i gada, że w radiu mówili, że Tusk zabierze nam emerytury! Płacę i idę nim opowie mi swą historię. 2 złote daje. Dalej sklep, a pod nim członkowie Okolicznego Klubu Żula. Pod 50 stare małżeństwo. On bez nogi, na wózku. Byle sposobność i facet zaczyna płakać, że bez nogi się do niczego nie nadaje, że jak w klatce. - Facet, weźże się w garść i nie becz. Nie powiedziałem oczywiście, ale współczucia nie odczuwam. Nic nie dają. Tylko te grosze, po przecinku. Pod 59 pan na wymarciu - chyba rak. Ślą mu w kółko polecone z sądu. Ledwo dychwi. Boję się, że kiedyś mi tam padnie i będę go musiał reanimować. Boję się, bo to typowy wiejski dziad - brudny, śmierdzący, pazury żółte od fajek i długie niczym szpony jakieś. Boję się, że w razie czego zostawię go martwego na tym polu i odejdę. Pod numerem 61 fajna babka. Zawsze uśmiechnięta. 71 komornik, 73 trzy psy (w tym jeden pitbull, ale spokojny), 74 dwa owczarki długowłose, 77 kundle do gazu, 80 przekazy. Pod 83 Joe Pesci. Raz mnie już ugryzł w łydkę, ale nie żywię nienawiści. Sprzęgło, jedynka, sprzęgło, dwójka, kilometr dziur i kolejna miejscowość. Stare baby pytają czemu jeszcze emerytury dla nich nie mam, bo ta spod 6-tki już wczoraj dostała. Starzy ludzie myślą bowiem, że na poczcie wciąż po staremu, tj. że listonosz ma stos emerytur na cały miesiąc i wedle własnego uznania ustala sobie kolejność wypłacania. Że "tę lubię, to jej dam, a ta jest stara menda, to niech czeka". Stąd też wzięła się ta cała moda na oddawanie końcówek (obrywek) listonoszom. Miała to być forma łapówki, żeby listonosz nie zapomniał o delikwencie, czyli przyniósł mu kasę czym prędzej. Taką przynajmniej teorię ukułem. Sprzęgło, jedynka, hamulec, drzwi, nacisk na lewą nogę przy wysiadaniu. Emerytura. Kobita chce bym jej zapłacił na poczcie rachunek za światło. Człowiek-instytucja. Może jeszcze zakupy zrobić? Pod 16-tką już stoi. - Jakąś białą kartkę pan nam zostawił wczoraj. Ta biała kartka to awizo - nie znaju takiego pojęcia. - Emeryturę miałem, ale nie było nikogo. - Nie przywiózłby jej pan jutro? Bo ja bym musiała auto i kierowcę załatwiać... 65 lat i jedyne czego Romeo i Julia zdążyli się przez ten czas dorobić, to chatka z gliny, 30-letni rower i wrzód na plecach. Dalej 21 i awantura, że włożyłem jej list pod inny adres. Fakt, że we wszystkich urzędach figuruje pod złym adresem i że to ona powinna ruszyć dupę, zadzwonić do owych instytucji i podać właściwy adres zdaje się nie przemawiać do tubylca. Morduję i chowam w szopie. Pod 43, Marek wylatuje najebany na podwórko i mówi, żebym się podpisał za niego, bo on nie da rady. Zaprasza na kielicha, ale samochodem jestem. - No i co, kurwa? Ja piję i jeżdżę! Sprzęgło, bieg, hamulec, drzwi, nacisk, drzwi, sprzęgło, bieg, hamulec, drzwi, nacisk... Dmuchawa chłodnicy gasi zapał silnika. Stara baba ma do mnie prośbę, bym polecone do niej wydawał jej do rąk własnych, tj. z pominięciem nawet domowników. A tydzień wcześniej zrobiła awanturę, w której "zaproponowałem" jej nawet przeprowadzkę. Ponoć codziennie na mszy, moher jeden. Kobiety to ogólnie są pierwsze do kłótni. A stare to już w ogóle. Mężczyzna wie, że każda ewentualna kłótnia może zakończyć się mordobiciem (w którym może przegrać), dlatego często unika pyskówek. Kobiety są od małego nauczone, że w mordę nikt im nie da, więc z jazgotu uczyniły swą broń główną. Dalej, dalej i dalej. Sprzęgło, bieg, hamulec, deszcz... Karta doręczeń moknie. Długopis przestaje pisać na wilgnym. Chujowo. Ludzie normalni, ludzie brudni, pojeby, ludzie opóźnieni umysłowo, wieśniaki i bogole z domkiem na wsi. I inwalidzi. Zastanawiająca ilość kalek na wózkach, bez nóg. Sprzęgło, sprzęgło, sprzęgło. Proszę tu podpis. - A muszę całym? O jeju... Bo to taki problem podpisać się imieniem i nazwiskiem od matki i ojca danym na zaznaczenie swej egzystencji w świecie. Maznął. Bohomaz parafkę naśladujący. - I jeszcze tutaj. - Koniec świata! Bieg, drzwi, kasa. W mieszkaniu piachu jak w piaskownicy, na podłodze kartony po pudłach w formie dywaników. Myślę o tych wszystkich myszach, jakie tam muszą czaić się po kątach. Czas mija, czas goni, ciemno się robi, światła trza zapalić. Historia o trzech synach, co działki przepili. I na koniec rodzinka Peacocków jak "Z Archiwum X". Wszyscy jacyś powykręcani i opóźnieni, jakby się od pokoleń ze sobą bzykali. Ojciec rodziny za to z wąsikiem a la Hitler. Chyba nawet podobny. Może by sobie takie zapuścić? Wracam na bazę o 16:30. Trza się rozliczyć z kasy, z paczek, z poleconych. Trza opisać kto, co i za co bądź za ile wziął. Obstemplować, oznakować, parafek nastawiać, zwrotki opisać. I wymyślić imiona osobom, których się nie zna. - Ten mi na Tomasza wyglądał. Na koniec spisać stan licznika i dodać sobie kilometrów do maximum rejonu, coby wyjść na swoje, bo stawka zwrotu za kilometr przejechany ustalona została w roku 2007, gdy benzyna kosztowała jeszcze 4 zł, a nie 5,40. Robotę kończę o 18. Wkładam do auta listy zwykłe, których nie dane było mi dziś rozwieźdź i układam je w domu przez godzinę czy półtorej, żeby nie tracić ów czasu jutro rano, bo roboty już mam od chuja. Byle do soboty i upragnionej samotności przed kompem.

PS. Nie mam żadnego pocztowego uniformu, nie noszę granatowego gajerka, czapki ani torby na ramieniu. Straciłbym wizerunek. PS2. "Lost in the world" K. Westa to obowiązkowy kawałek każdego nowicjusza w tym fachu. Człowiek krąży po wsi, gdzie numery są w cały świat rozjebane i myśli sobie "I'm new in the cityyyy...". PS3. Tego jest dużo więcej, ale już mnie nudzi gadanie o tym.



powiedzaaaaa, piątek, 25 listopada 2011

18 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Listonosz w czasach zarazy #9

7 maja. Chyba powinienem już zostać odizolowany. Dziś się dowiedziałem, że osoby, u których w zeszłym tygodniu byłem z emeryturą już...

Komentarze


bottom of page