Rodzina żuli. Dziadek pije, babka pije, córka pije, ojca chyba nie ma, dzieci póki co nie piją, bo małe. Wchodzę. Pod nogami pląta mi się jakiś kundelek młodziutki, dobytek chyba nowy, więc niby zaprzyjaźniam się z nim póki mały, żeby na przyszłość mnie nie gryzł (a co, główka pracuje). Dzwonek. Wychodzi mamusia do poleconego, wódą śmierdzi, chwieje się lekko, z pokoju słychać dzieciaki - uroczy obiadek w gronie najbliższej rodziny, sic! Podpisała, odchodzę, pies pląta mi się pod nogami. "Przestań" - krzyczy nań mamusia, po czym zrywa się "w obronie" listonosza nękanego psimi czułościami. Wychodzę za róg i słyszę, jak piesek dostaje kopa. Głuchy odgłos buta na żebrach, jak z filmów. Zapiszczał. Doszedłem do furtki, myśląc "może jak zostawię otwartą, to ucieknie z tej patologii? Nie, jak zgłodnieje, to i tak tu wróci. Już masz pozamiatane - wywnioskowałem - tak jak i te dzieci".
powiedzaaaaa, poniedziałek, 26 listopada 2012
Comments