Byłem ostatnio w niebie. Z emeryturą do Pana Boga. Tak, do Pana Boga. Cośta myśleli? Poczta Polska kryje w sobie jeszcze wiele mrocznych tajemnic, niedostępnych zwykłym śmiertelnikom. No ale po kolei. Po pierwsze, ten rejon z reguły robi kolega, ale wziął urlop, także mnie się to tylko tymczasowo w spadku dostało. Po drugie, nie ma żadnej złotej bramy, bramki ani bramkarzy, bo niebo to nie klub go-go z wykrywaczem metali i securitas. Kolejek przed wjazdem też nie ma - wiadomo, na Ziemi kryzys. Normalnie się wjeżdża i żeby było zabawniej porobili sobie nawet ulice: św. Piotra, św. Łukasza, Jana Pawła II... oraz Łąkowa i Polna, bo na każdej wsi musi być ul. Łąkowa i Polna. Nie wiem czemu, ale tak jest. Na przekazie miałem adres: Niebo, ul. Ojca Naszego 7 i od razu czułem, że coś w ZUSie pojebali, bo kod pocztowy był z Łodzi. Koniec końców, okazało się że pod siódemką mieszkają państwo Goebbels i szóstka ich dzieci. Wiem, wiem, wiem - mnie też zamurowało. Z tego co kolega mówił nie odbierają poleconych z sądu i skrzynka pęka od awizacji. Aaaaa, bym zapomniał o najważniejszym: nawierzchnia rzeczywiście z chmur i taki niebyt ogólnie, ale - chuj wi jakim cudem - i tak mi tam lewy przedni amortyzator poszedł. I ani jednego mechanika w całym niebie! Czujecie bazę? Dobrze, że Matka Teresa się trochę zna na motoryzacji, to mi pomogła. Wracając do wątku. Teresa - bo już na "ty" przeszliśmy - powiedziała, składnią nieco biblijną: "będziesz jechał prosto z dwieście metrów, aż trafisz na wielkie drzewo. Pomyślisz sobie 'ale wielkie drzewo' i skręcisz za nim w prawo. Po lewej stronie będzie dom Kennedy'ego z takim żywopłotem, a zaraz za nim dróżka do wiejskiej chaty - tam spotkasz Pana Boga". Tak mi powiedziała. Ruszyłem zatem i pech chciał, że pogubiłem się trochę. Mgła jakaś w ogóle taka, że nie wiem czym oni tam w piecach palą. Pewnie nakupili 10 ton używanych ciuchów z Holandii i palą - jak ten biznesmen z Łodzi. Never mind. Pewnie czekacie już na scenę ze Stwórcą. A to was przetrzymam chwilkę opowieścią: W roku 1564, pewien stolarz z malutkiej bawarskiej wsi nieopodal Monachium miał chęć na jagnięcinę... No dobra, wjeżdżam do Wszechmogącego. W oczy rzuciło mi się od razu jedno: brak numeru na domu, brak skrzynki na listy i ta nieśmiertelna szmata trzymająca furtkę z resztą bramy. Bez komentarza, żeby nie obrazić niczyich uczuć religijnych. Za bramą ze 4 burki, bo Bóg kocha wszystkie swoje stworzenia. Dzwonka nie ma, psy szczekają, trąbię raz acz podwójnie i czekam. Rozglądam się chwilę po okolicy, patrzę na domek - gorsze chaty już widziałem, no ale willą tego nazwać nie można. Skromna, acz w miarę zadbana. Otynkowana, okna plastyki - właściwie całkiem całkiem, tylko ta brama psuje efekt. Nikt się nie pokazuje. Trąbię drugi raz, dłużej, głośniej, czekam. Nie ma. I nie wiem, włazić tam? No ale jak, wtargnę tak bez pozwolenia? Do innych to ok, ale do Pana Boga tak bez pardonu? A może on co ważnego teraz robi? Rafę koralową... Lasy deszczowe... Abo w piecu pali... Jeszcze mu zagaśnie...
Zostawiłem awizo.
Ps. Wszystkich pewnie interesuje 'ile Bóg ma tej emerytury'? No i tu jest kwestia dość delikatna. Niby Bóg i Chrystus to jedno, więc powinni mieć jakoś chyba razem to liczone czy co... No i w zasadzie jeszcze ten Duch Święty... Nie wiem, nie wiem, jak to ZUS wylicza. W każdym bądź razie przekaz opiewał na kwotę 634,60 zł. Ano co, w końcu Bóg pracował raptem 6 dni, a Jezus nie osiągnął nawet wieku emerytalnego.
powiedzaaaaa, poniedziałek, 06 lutego 2012
Comments