top of page
powiedzaaaaa

Z rejonu: Pan Włodzimierz. The Special One

Dziś miałem sporo emerytur/rentek. Na pierwszego. Zajrzałem między innymi do mego ulubieńca - pana Włodzimierza.

Pan Włodek jest koło 40-tki, mieszka z matką w drewnianym domu i od kilku już miesięcy naprawia furtkę. Nie wiem kto jest jego dietetykiem, ale menu ma chyba niezbyt zbalansowane, bo efekt ogólny jest ciężki do strawienia: ciało wychudzone, przykryte stertą ubrań, oczy zapadłe, kilkudniowy zarost, włosy roz... albo czapką przykryte. Typowy psychopatyczny morderca z opuszczonych rejonów leśno-górskich USA.  Najciekawsze w panu Włodku są jednak jego żółte papiery, bowiem pan Włodek jest ewidentnie chory psychicznie, na co dostaje zresztą rentę. Mówię ewidentnie, bo to słychać. Kilka wypłat zajęło mi zrozumienie języka pana Włodka. Niby polski, niby znane mi słowa, ale jakoś żadne z nich nie tworzyło logicznej całości. Umysł pana Włodka działa bowiem na innych obrotach. Wypowiedzi pana Włodka to strumień świadomości - słuchacz musi bacznie łowić z nich sensy, by nie utonąć w meandrach chorej psychiki. Strumień to wartki zaiste. Do tego wszystkiego dochodzi specyficzny ton pana Włodzimierza - jakby karykatura uczelnianych profesorów, którzy "wyżej srają niż dupy mają". Pamiętam pierwszą wizytę: - No, nie wiem czy to politycznie, czy, no, ale, no, jak to tam, panie, czy może na ty, no, ale już tam, tak po amerykańsku, no, proszę... - plus jeszcze kilka słów urwanych z sufitu, bo trzeba Wam wiedzieć, że ja to przedstawiłem teraz już niejako przefiltrowane przez mój, jakby nie patrząc, w miarę normalny umysł.

Nie powiem, przestraszyłem się tego człowieka. Wygląd upiorny, a do tego gada od rzeczy. Nigdy nie wiadomo, czy aby ci zaraz siekiery nie wbije w plecy. Po miesiącu zrozumiałem, że chodziło o obrywkę. Pan Włodek porównał bowiem dawanie listonoszowi obrywki do amerykańskiego zwyczaju dawania napiwków. Logiczne.

Każde kolejne wizyty były coraz ciekawsze. Pan Włodek stał się główną atrakcją mego rejonu. "Co też dzisiaj usłyszę" - myślałem (i myślę). Miesiąc temu, matka podpisywała swoją emeryturę. Pan Włodek wszedł, patrzy na podpis i mówi: - No, aleś, no, podpis... - Co to, kontrol? - zażartowała matka. - No, nie kontrol, ale, hmm, no - i tu nastąpiła momentalna zmiana wątku jak i tonu - wie pan, niby ekologia, proszę ciebie, rolnictwo, a żeby z łazienki kurwa na pole! - No, no, już - matka przerwała wypowiedź. Śmiem podejrzewać, iż Pan Włodek zdradził tajemnice domowych urządzeń sanitarnych.

Dziś pan Włodek był bardzo zdenerwowany. Podchodzę do drzwi, kury biegną w nadziei na żarcie, pukam i niechcący otwieram drzwi tym pukaniem. Nie zauważyłem, zapatrzony na kury, po czym odwracam się, a tam pan Włodek wita mnie wulgarnie, jak nie on: - Proszę kurwa wchodzić, adres przecież kurwa znany, wchodzić można, to przecież kurwa nie komunizm... I kontynuuje, niespotykanie logicznie i niespotykanie wulgarnie: - Co się tu kurwa dzieje w tym kraju, to, no, prezydenta wybierają, starostwo tu niedaleko niby, a... - To co się stało? - zagaić próbowałem. - Co się stało! To pan nie wie kurwa co się dzieje, nie obserwuje pan, przecież lata pan już swoje ma, to pan chyba wie, co się tu wyrabia, no, tu podpis, Włodzimierz, no, ten, no... Przeliczyłem, wypłaciłem, podziękowałem, wyszedłem.

Pan Włodek zawsze był przejęty losem Polski, ale jak już zaczyna z sensem gadać, to chyba na serio coś tu jest nie tak. 



powiedzaaaaa, piątek, 30 marca 2012

5 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Z rejonu: XXX

Nie ma to jak rejon. Idę do emeryta z kasą, pukam w drzwi, nikt nie otwiera, więc naciskam klamkę - otwarte. Wchodzę na werandę,...

Comments


bottom of page