Historia kumpla.
Mianem wstępu: jedni ludzie każą czekać przed bramą (ci zaopatrzeni w dzwonki i domofony), inni każą wchodzić. Więcej jest tych drugich, bo więcej jest dziadów, co dzwonków nie mają, klaksonu nie usłyszą, a jechać na pocztę z awizacją przecież nie chcą. Mówią: "niech pan wchodzi śmiało". Wchodzisz więc na podwórko i walisz w drzwi wejściowe, a gdy nie słyszą, mówią: "niech pan wchodzi do środka, śmiało!" Wchodzisz więc na werandę i widząc puste mieszkanie do obrobienia, prujesz ryja, a gdy wreszcie usłyszą, mówią: "trzeba na górę wchodzić, bo nas na dole zwykle nie ma, śmiało". Listonoszom takie łażenie jest niby na rękę, bo zawsze nam się spieszy i prędzej my dojdziemy do was niż wy, tłuki, usłyszycie dzwonek, zignorujecie go, usłyszycie go po raz drugi, podniesiecie dupę z wyra, wyjrzycie przez okno, ubierzecie buty, czapkę, kurtkę i wyjdziecie na dwór. Wchodzimy więc na wasze posesje. I wszystko jest dobrze... póki nic nie zginie.
Parę lat temu kumpel wszedł na podwórko pewnej starej baby, jak to zawsze robił. Polecony czy pieniądze, nie ważne. Zrobił swoje i odjechał. Pod wieczór do drzwi domu jego zapukała policja - kobieta oskarżyła kumpla o kradzież pieniędzy z torebki, gdyż jako jedyny odwiedził jej dom tego dnia. Policja przeszukała mieszkanie kolegi, pieniędzy nie znalazła. Jaki sens ma takie przeszukanie, tego nie wiem. Przecież kumpel mógł mieć w domu jeszcze więcej pieniędzy i jak udowodnić, że to nie jego, a jej kasa. Jak udowodnić, że wśród nich jest kasa babki? W trakcie wąchania majtek żony, do gliniarza zadzwonił telefon. Poinformowano go, że kobieta już wycofała oskarżenie, gdyż właśnie znalazła pieniądze - torebkę z pieniędzmi zostawiła w kurniku i nie mogła jej znaleźć.
Następnego dnia siedzimy sobie na poczcie. Wnet pukanie i wchodzi do nas owe babsko, skruszone, z głową spuszczoną. Podchodzi do kumpla, kładzie na biurku bombonierkę i zaczyna go ze łzami przepraszać. Kumpel przeprosin nie przyjął, bombonierki również, babę opierdolił i zagroził jej sprawą o bezpodstawne oskarżenie, zniesławienie czy coś tam.
- Tyle lat mnie pani zna i od razu policję nasyła?
Heh, żebyście widzieli tę zapłakaną gębę. Mało się nie poszczałem wtedy ze śmiechu.
Heh, jeszcze mnie śmieszy.
powiedzaaaaa, wtorek, 21 kwietnia 2015
Comentarios