top of page
powiedzaaaaa

Z rejonu: Typowe doręczenie poleconego

Scena z wczoraj. Zadbany domek, brama, furtka, domofon, wszystko działa - ewenement na skalę wsi. Otwierają, wchodzę. Para emerytów, ale wciąż żwawych i świadomych, zdawałoby się. Polecony do ich zamężnej córki, która sra już oczywiście pod innym adresem, ale się nie wymeldowała. Dochodzę do drzwi, pokazuję list. Zobaczcie teraz ile popłochu może wywołać jeden polecony:

- Dzień dobry, polecony do córki. Następuje totalne zdziwienie w stylu "na wody Styksu - list? Do nas?" Po zdziwieniu typowa seria pytań (bo wy nie umiecie po prostu podpisać), zadanych w przerażeniu, jakbym wyrok śmierci przyniósł. - A do kogo? (- Do córki) - Do córki? (- No) - A od kogo? (- Z Getin Banku) - Skąd? (- Z Getin Banku) - A czego oni chcą? (- Nie wiem) Czemu wy kurwa zadajecie takie głupie pytania, do chuja? Czy to ja do was te listy piszę? Czy ja je czytam przed doręczeniem? - I co teraz? Nic mi nie mówiła... (- Mogę zostawić awizo, to sobie córka odbierze na poczcie.) - Gdzie? (- Na poczcie, kurwa) - Której? (- No tej w [...]) - Niee, ona mieszka w [gdzie indziej], a zresztą nogę ma złamaną, to nie odbierze. [Zaraz jej zajebę] - Cholera, ja wiem, że ona na jakiś zwrot czeka z banku, ale czy to to? [- Pieniądze to by przyszły przekazem, a to jest list] - List? [Jezus Maria, silnika nie zgasiłem, myśląc naiwnie, że doręczenie poleconego zajmie mi minutę] - A skąd to jest, niech pan jeszcze raz powie? [- Z Getin Banku] - A jakie miasto? [- Jastrzębie Zdrój] - To ja może zadzwonię do niej, poczeka pan chwilkę? [- No dobrze] Zgadzam się, bo nie trudno kogoś opierdolić - trudniej wrócić do niego za parę dni i udawać, że nic się nie stało. Zresztą kobita daje 5 zeta z emerytury. Przez szybę w drzwiach wejściowych patrzę na sąsiadkę, która z ryjem w oknie śledzi, rzecz jasna, całą sytuację. Całości przysłuchuje się mąż - totalna pizda. Kobita idzie do pokoju, wyjmuje notesik i szuka numeru do córki. Szuka i szuka, bo wzrok ma słaby i wiecznie stęka na jego temat. Dzwoni wreszcie, a w międzyczasie mąż udaje, że panuje nad sytuacją pierdoląc jakieś głupoty, których nie słucham wyobrażając sobie, jak im robię z ryjów jesień średniowiecza. Rozmowa z córką: - Cześć... Listonosz jest u nas, list jakiś przyniósł do ciebie - co mam zrobić? ... Aha... A SKĄD ON JEST? [- Z Getin Banku]... Z banku jakiegoś... A JAKIE MIASTO? [- Jastrzębie Zdrój]... Jastrzębie Zdrój... Aha... Tak?... Dobrze, cześć. Wraca znerwicowana. Mówi, że odbierze. Daję jej długopis, wskazuję palcem, a ona cała roztrzęsiona. - Chwileczkę, bo aż mi się w głowie kręci z tego wszystkiego. Aż się ręce trzęsą. Cholera, męża ma, a człowiek musi się denerwować... To gdzie to podpisać? Wskazuję drugi raz (bo wy nigdy nie patrzycie). Podpisała. Spierdoliłem czym prędzej.

Trwało to kilkadziesiąt razy dłużej niż powinno, choć w piśmie, to tylko kilka linijek. Mógłbym sobie z wami tak pierdolić, gdyby nie fakt, że poleconych, to ja mam ponad setkę, a odpowiadać na te same pytania muszę niemal każdemu, bo jesteście autystyczni wszyscy. Takich wkurwiających akcji z ludzkim bydłem mam dziennie przynajmniej kilka. I jak ja mam wami nie gardzić? I jak takie pierdoły przeżyły blisko 70 lat? I czy ja dociągnę do 30-tki bez zawału?



powiedzaaaaa, wtorek, 08 stycznia 2013

4 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Z rejonu: XXX

Nie ma to jak rejon. Idę do emeryta z kasą, pukam w drzwi, nikt nie otwiera, więc naciskam klamkę - otwarte. Wchodzę na werandę,...

留言


bottom of page