W moim rejonie grali już prawie wszystko. Kilka zgonów, dwa pożary, kryminaliści, gwałciciele (dokładnie jeden, bardzo miły), geje (też jeden, ten sam - don't ask), chorzy psychicznie, niepełnosprawni fizycznie i umysłowo. Do tego jedną 60-tkę przyłapałem niegdyś, jak myła dupę w zlewozmywaku, ale to tylko ciekawostka taka. Pijaków nawet nie liczę - rekordzista wylądował w szpitalu z 4,2 promila we krwi, a pytany o nazwisko, bełkotał enigmatycznie: "Motyl, Motyl". No a dzisiaj ten szeroki wachlarz osobistości i zdarzeń różnorakich poszerzył się o kolejny... kolejny... Jak się nazywają części składowe wachlarza? Po kolei:
Podjeżdżam z emeryturą do pana E., a o panie E. wiedzieć wam trzeba tyle, że to równy chłop jest, choć wyzywa synową od kurew. Już od progu przywitał mnie newsem:
- Słyszałeś pan, co się stało?
- Nie, co?
- Sąsiad się powiesił, stąd tu. - wskazał brodą budynek - Młody chłopak, 17 lat miał.
I zaczął szlochać nieco, a ja wejrzałem mu głęboko w jego małe oczy i niby łez w nich nie było, ale głos panu E. się łamał okrutnie.
- To kiedy to się stało? - spytałem.
- Wczoraj o 16. Panie, jakie tu krzyki były wieczorem. Znaleźli go w lesie... Ojciec chlał, awanturował się, bił chłopaka... Poszedł do lasu i powiesił się na sośnie. Wisiał tak wysoko, że musieli wejść na drzewo, żeby go odciąć. Taki dobry chłopak to był...
Tak brzmiała wersja pana E. Po drodze usłyszałem, rzecz jasna, jeszcze dwie inne. Pani A. uderzyła w ton melodramatyczny:
- Z miłości. Zakochał się.
Należy rozumieć, że miała to być miłość nieodwzajemniona, a on widać - kochał ją "na zabój". Kolejny romantyk w piachu.
Najlepszy powód samobójstwa padł jednak z ust pani R.
- Wiesz pan dlaczego to zrobił?
- Różnie mówią.
- Moim zdaniem przyczyna jest jedna...
I teraz wytężcie na moment wyobraźnię, moi tani, bowiem takich historyj jeszcześta nie słyszeli. Co też powiedzieć może doświadczona pani komisarz A.? Odpowiedź może być tylko jedna:
- BRAK WIARY.
"Hmm, zebranie dowodów na to zajmie wieki" - pomyślałem. Pani A. kontynuowała wywód:
- Przed wojną to było nie do pomyślenia, żeby ktoś się wieszał, a teraz to o byle co "haka sobie robią". Kiedyś to się zdarzało raz na... (ho, ho - przyp. moje) I chować ich na cmentarzu nie można było, tylko z boku, pod płotem, bo księża nie chcieli, itd. A dziś? Brak wiary...
I po tej sensownej lekcji historii, nastąpił moment przejścia w motywy okultystyczne, a wraz z nimi historia samobójstwa zięcia pani A. i miejscowa legenda o trójce mężczyzn, z których jeden chciał się powiesić na niby, tzn. założyć sobie stryczek na szyję i swobodnie zawisnąć, podczas gdy koledzy mieli go zdjąć w chwili, gdy ten będzie odpływał. Założył, zawisnął i wtem z krzaków wyleciał zając, a koledzy polecieli za zającem, zostawiając wisielca na pewną śmierć.
- A wiesz pan kto był ten zając?
- No, kto?
- Diabeł. Wyczekał moment i wyskoczył z krzaków, żeby tamten się powiesił.
Ech, ludzie to są kurwa naiwniaki... A swoją drogą, do samobójców mam stosunek ambiwalentny i to nie tylko dlatego, że to trudne słowo. Z jednej strony pogarda, że ktoś nie ma dość jajec, by się babrać w życiu do końca - a ja "muszę". Z drugiej - podziw za odwagę, bo kto z was, cipki, miałby dość jajec, by sobie jednym szarpnięciem przerwać rdzeń kręgowy? Ja nie mam. Zresztą nie mógłbym przegapić finału Ligi Mistrzów.
powiedzaaaaa, piątek, 28 września 2012
Comments