top of page
powiedzaaaaa

Z rejonu: Śmierdząca weranda


Jest taki dom i taka weranda, na której śpi, żre i sra pewnie też, bardzo stary pies. Pies tak stary, tak głuchy i tak ślepy, że jeśli mu nie zejdziesz z drogi, to po prostu w ciebie uderzy, myśląc "hmm, wczoraj tego muru tu nie było". Gdy już go miniesz i obejrzysz się za siebie, ujrzysz dupę tegoż psa, a tam coś czego nie zwalczy ani Heparinum ani Posterisan ani Hemorectal razem wzięte, tj. hemoroidy tak wielkie, że nie potrzeba poduszki na krzesło, żeby miękko było. Wielkie, czerwone, żylaste mięso wielkości jabłka sterczące spod ogona. Zanim przejdę do części fabularnej, nadmienię tylko, że pies pewnie nigdy nie był kąpany, także sierść jego kryje w sobie brud jeszcze z lat 90-ych.

To było kilka dni temu, gdy Zeus zesłał na Polskę opady białego gówna, którym cieszą się tylko pojeby-narciarze. Zdjąłem łańcuch oplatający furtkę z płotem, celem pobicia kolejnego rekordu wtargnięć na czyjąś posesję. Minąłem sędziwego psa oraz jego nabrzmiałe żylaki odbytu i nim zdążyłem zapukać, pani domu otworzyła drzwi wejściowe, ukazując przede mną werandę a wraz z nią świat nieziemskich smrodów. Znam ten świat. Stoję u jego progu kilka razy w tygodniu i ratuje mnie tylko świeże powietrze z zewnątrz. Smród z tej werandy jest legendarny i niezmienny od lat, co potwierdzają inni listonosze. Tym razem jednak, niespodziewany splot wydarzeń spowodował to, iż pani domu zaprosiła mnie do środka. Niczym Frodo przeszedłem na drugą stronę i mało co bym z niej nie powrócił. Pani domu przymknęła bowiem drzwi, odcinając tym samym dopływ tlenu. Kurwa, takiego smrodu to jeszcze żeśta nie wąchali! Nadmienię, że smród nie jest mi obcy - lubię zapach szamba, a w dzieciństwie chodziłem po kontenerach, przekopując sterty śmieci w poszukiwaniu skarbów typu: prospekt klocków LEGO. Takiego smrodu jednak nie byłem w stanie ogarnąć. Przestałem oddychać, licząc że załatwię swoje nim zabraknie mi tlenu. Podpis na karcie. "Boże, żeby nie było zwrotki" - pomyślałem. Zwrotka oczywiście była, a mnie zabrakło tlenu. Wziąłem pół oddechu, byle przetrwać kilka sekund potrzebnych do ewakuacji. O pół wdechu za dużo. Prawie się porzygałem. Takiego natężenia smrodu jeszcze kurwa nozdrza me nie wąchały. Szalety miejskie wymiękają. Brudna sierść, kupa, żarcie i hemoroidy. Uciekłem. I żyję. Na następne zaproszenie odpowiem kategorycznym "nie, tam jebie".

3 portery witnickie i "2 live and die in LA". Classic.



powiedzaaaaa, sobota, 23 lutego 2013

7 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Z rejonu: XXX

Nie ma to jak rejon. Idę do emeryta z kasą, pukam w drzwi, nikt nie otwiera, więc naciskam klamkę - otwarte. Wchodzę na werandę,...

Comentarios


bottom of page